Dolina Chochołowska każdego roku na przełomie marca i kwietnia staje się miejscem, w którym chwilami rozgrywają się dantejskie sceny. W jeden weekend tatrzańska stolica krokusów potrafi przyciągnąć nawet 70 tysięcy turystów żądnych zobaczenia fioletowych kwiatów. Choć w teorii górzysta sceneria powinna mieć relaksujący i kojący wpływ na człowieka, atmosfera w dolinie jest dość napięta. Nie brakuje ani tych, którzy w poszukiwaniu romantycznego kadru kładą się bez zastanowienia na dywanie kwiatów, ani tych, którzy tę czynność w mniej lub bardziej bezpośredni sposób potępiają. Jak się okazuje, nawet tym, którzy mają czyste intencje i stoją po dobrej stronie mocy może się czasem oberwać.

UWAGA! Tekst ma w założeniu charakter ironiczno-humorystyczny. Został napisany na podstawie ostatnich doświadczeń i obserwacji w trakcie wycieczki do Doliny Chochołowskiej w pierwszej połowie kwietnia. Na ten sam pomysł zobaczenia pól krokusów w środku tygodnia wpadło, jak się okazało, znacznie więcej osób niż można było zakładać. Wśród nich znalazły się prawdziwe „kwiatki” ?. Dosłownie i w przenośni.

I żeby było jasne: jestem całkowicie przeciwna brutalnemu rozdeptywaniu krokusów w poszukiwaniu idealnego zdjęcia. Tak samo jak nie toleruję śmiecenia i dewastowania przyrody. Ale w rzeczywistości kwiatów, które są pod ochroną nie da się tak zupełnie uratować przed zniszczeniem. Sama byłam świadkiem, jak jeden z miejscowych przekopywał pole, na którym o życie walczyły ostatnie krokusy. No cóż, nie miały szans w starciu z prawdziwym góralem. Ba, nawet parking (pierwszy, na samym początku drogi wjazdu) jest (a raczej był) częściowo położony w miejscu, w którym rosną te piękne okazy. Zaparkowane w krokusach auto jest bardziej winą parkingowego, niż kierowcy jadącego tam, gdzie pokazuje mu pracownik. Przypadkowe nadepnięcie na krokusa, który rośnie tuż przy ławce też można zaliczyć do niefortunnego wypadku. Ale celowego lawirowania między kwiatkami i leżeniu na nich już nie.

Dobrze, że ludzie reagują. Jednak czasami zamiast cieszyć się przepiękną aurą i podziwiać tatrzańską przyrodę dają upust swoim negatywnym emocjom atakując wtedy, kiedy nie jest to konieczne. Przykłady poniżej. Jednak najpierw trochę krokusów  na rozluźnienie ;).

Sytuacja numer 1

Kucnęłam na chwilę na całkowicie wydeptanej i szerokiej ścieżce, która niefortunnie znalazła się tuż za siatką mającą powstrzymać ludzi do wchodzenia na teren krokusów. Znikąd pojawiła się nagle rozjuszona pani i od razu przystąpiła do ataku, zajmując uprzednio strategiczną pozycję (czyt. stojąc nad kucającą wersją mnie jak strażnik prawa nad niebezpiecznym przestępcą).

– Co pani robi?! Dlaczego tam pani weszła? Czy pani nie myśli? (czyta wiszącą kartkę) Ani kroku(s) dalej, o! Ma pani dobry aparat, po co tam pani wchodzi?

Pani stała zbulwersowana i z poczuciem śmiertelnie poważnej misji do wykonania czekała aż potulnie usunę się z pola rażenia i zacznę przepraszać ją, krokusy i całą Dolinę Chochołowską za swoje niewłaściwe, ba, karygodne zachowanie! Albo za brak czytania ze zrozumieniem. Albo za zignorowanie kartki. Albo za wszystko i jeszcze za to, że przyjechałam do Doliny Chochołowskiej oglądać krokusy, które dla ich bezpieczeństwa powinno się najlepiej umieścić w gablocie.

Argument:

– Ale proszę pani, czy ja niszczę jakiekolwiek kwiaty? Depczę po nich? Kładę się i robię selfie pt. „Ja w krokusach”? Nie. Ścieżka jest wyraźnie wydeptana, jak każda inna ścieżka, po której chodzą ludzie w górach.

Nie przekonał jej. Na odchodne rzuciła z doskonale wyartykułowaną pogardą:

– Tak powiedziało 20 tysięcy osób przed panią, a krokusy na tym ucierpiały!

Nim zdążyłam pożegnać wzrokiem przemiłą panią, obok mnie wyrósł równie nieoczekiwanie co wspomniana kobieta pan, który chciał mi z kolei trochę pokibicować.

– Niech się pani nie przejmuje. Jeśli tamtą panią tak bardzo obchodzi los krokusów, to niech się zgłosi na wolontariusza w weekend. Będzie miała ręce pełne roboty. Dopiero wtedy przekona się jak wygląda brak szacunku do przyrody i zobaczy, co to znaczy niszczyć krokusy.

Po całej sytuacji doszłam do wniosku, że urocza pani faktycznie mogłaby się świetnie spisać na stanowisku „Krokus Ranger”.

Mimo wszystko mój komentarz do tego incydentu może być dość przewrotny. Bo ja wcale nie triumfowałam i nie czułam się lepsza od tej pani, ciesząc się w duchu, że tak fajnie ją zripostowałam. Napiszę więcej: miałam nawet małe wyrzuty sumienia, że przekroczyłam granicę wbitych w ziemię patyków z chorągiewkami „Ani kroku(s) dalej”. Owszem, ścieżka była niemal całkowicie starta, ale co jeśli faktycznie stała się taka za sprawą kilkudziesięciu tysięcy osób, które zignorowały zakaz i postanowiły wytyczyć własny szlak? W moim odczuciu nie robiłam przecież nic złego, kwiatuszki traktowałam z największą delikatnością odkąd pamiętam. A teraz nadszarpnęłam ten szacunek do zieleni.

I w zasadzie dobrze, że ta pani zareagowała, choć rola pastwiącego się nad ofiarą kata spodobała jej się ciut za bardzo. Kawałeczek dalej ochronne kijki się skończyły, a krokusy nie przestały w tym miejscu magicznie rosnąć. Gdybym tutaj kucnęła (choć ewidentnie wydeptanej ścieżki nie było), pewnie nie doszłoby do takiej konfrontacji. Choć podejrzewam, że czegokolwiek bym nie zrobiła, i tak ze względu na swój aparat i szukanie dobrej perspektywy do zdjęć wyszłabym na zwykłego chuligana.

Sytuacja numer 2

Stałam w miejscu, szamocząc się z piekielnym zamkiem w kurtce, kiedy usłyszałam kobietę w średnim wieku, która nie siląc się na jakąkolwiek dyskrecję parsknęła do męża:

– A ta pani to w ogóle nie jest tu potrzebna.

– Daj spokój – odpowiedział mąż.

– No co, po co ta pani tu stoi.

– Jaka to pani, to dziecko jest!

No przecież. 24-letnie dziecko przyszło pobawić się aparatem i w dodatku zasłania widok na góry. Jeszcze na czerwono się ubrało, więc w ogóle powinno zniknąć z pola horyzontu, żeby przypadkiem w kadrze się nie załapać. Na moją ugrzecznioną odpowiedź „Już się Pani usuwam” nie otrzymałam żadnej reakcji.

Wychodzi na to, że najlepiej w ogóle się nie pokazywać w górach, a już na pewno nie bez obecności osoby w wieku 45+. Bo przecież młodzi ludzie nie zasługują na szacunek. Nie trzeba się zwracać do nich per Pan i Pani, bo to zwykłe gówniarze są. Można za to rzucać w ich kierunku bezczelnymi tekstami i oburzać się, kiedy na chamstwo odpowiadają chamstwem. A jednocześnie oczekiwać od nich pokory i szacunku.

Sytuacja numer 3

Zobaczyłam w oddali mężczyznę, który w pozycji leżącej fotografował krajobraz swoim pokaźnym sprzętem. Sama przykucnęłam (nie nauczona poprzednimi doświadczeniami) i przymierzałam się do zdjęcia, kiedy usłyszałam idącą w tle parę w średnim wieku, która z dezaprobatą wyrażała głośno swój niesmak:

– Widzisz? Tak się teraz robi zdjęcia, tak.

Pewnie gdyby mogli, to jeszcze by splunęli w odpowiedzi na to rażące postępowanie. Chwilę później sami ulegli urokowi krokusów i deptali miejsce, w którym leżało jeszcze kilka fioletowych niedobitków. No właśnie tak się robi zdjęcia…

Same krokusy na całe szczęście nie przejmowały się bojową atmosferą i nie schowały przed ludzkim okiem w akcie protestu. W przeciwnym razie nie mogłabym się nimi zauroczyć i wchłonąć w siebie trochę magii.

A akurat magii im nie brakowało… 🙂

PS. Jeszcze raz podkreślę, że tekst jest napisany z przekąsem, więc trzeba potraktować go z optymistycznym przymrużeniem oka :). Na kilkaset mijanych osób raptem kilka głośno wyraziło swoją niepochlebną opinię i tym bardziej nie można pozwolić im na zaburzenie przepięknego widoku kwitnących krokusów. Niezależnie od kultury osobistej (lub jej braku) u niektórych ludzi zdecydowanie warto przyjechać do doliny Chochołowskiej i zobaczyć tak niezapomniany spektakl Wiosny .

15 komentarzy

  1. Właśnie przez takie sytuacje – nie wiem czy kiedykolwiek będzie mi dane ujrzeć krokusy w Tatrach xD
    Wolę unikać takich sytuacji, choć wiem, że każda ma dwie strony medalu i elementy przekąsu ;-))
    Ale tak jak piszesz – „sytuacja dość napięta”

    • globfoterka Odpowiedz

      Właśnie, tekst trzeba potraktować z przymrużeniem oka. Być może miałam po prostu pecha, ale sam fakt padania takich komentarzy rzuca pewien pogląd na sytuację ;). Można je oczywiście zignorować, tym bardziej, że na setki mijanych osób tylko kilka wyraziło swoje zdanie na głos. Szkoda byłoby przez parę niemiłych osob zrezygnować z tak przepięknego spektaklu wiosny :).

  2. Chciałabym zobaczyć Chochołowską o tej porze roku. Jednak – wybitnie nie lubię tłumów. A 70 tys. pasjonatów górskich krokusów zdecydowanie mnie zniechęca…;)

  3. Ja byłam w weekend:) I na mnie z klei nakrzyczała Pani, że idę złą stroną drogi! Ja też uważałam, że idę złą, ale cóż.. skoro było napisane „chodzić lewą stroną”…

  4. Pani Krokus Rangers najlepsza! A tak serio, chyba wszędzie, gdzie Polacy nagminnie udają się w celach rekreacyjnych zawsze znajdą się jakieś 'jednostki specjalne’ o których można by napisać historie

  5. Myślę, że ostania Pani, nie zwróciła uwagi na to, że źle robicie zdjęcia, lecz z podziwem patrzyła, jak wiele trudu zadajecie sobie na zrobienie dobrego Kadru 😉 Krokusy w Dolinie Chochołowskiej są przepiękne, ale szczerze powiem, że nie wiem czy chciałabym powtarzać tą trasę z tysiącami turystów jeszcze raz 😉

    • globfoterka Odpowiedz

      Jej ironiczny ton jednoznacznie wskazywał na pogardę :P.
      W tygodniu jest całkiem luźno, ale nie wiem czy w przyszłym roku również się wybiorę. Póki co będę polować na storczyki:).

  6. Zdecydowanie najpiękniejsze miejsce w tych górach. Przygotowuję się teraz na wyprawę do tej doliny i fotografie zachwycą. Tylko czy jest jakaś zasada, w sensie kiedy można spodziewać się mniej turystów. Z reguły po 11 to już na szlaku gęsto prawie wszędzie gdzie nie byłem latem.

Napisz komentarz