Fauna Islandii ze względu na surowość warunków nie jest zbyt bogata. Niemniej pobyt na wyspie dostarcza okazji do napotkania kilku wyjątkowych gatunków zwierząt. Przy odrobinie szczęścia można się natknąć na naprawdę rzadkie okazy :).
Żeby w pełni cieszyć się obecnością figlarnych fok, warto udać się na półwysep Vatsnes na północy wyspy, który otaczają wody zatoki o wdzięcznej nazwie Húnaflói (isl. Zatoka niedźwiadka). Już zbliżając się w okolice Hvammstangi – największej osady na półwyspie – napotyka się na drodze znaki informujące o obecności fok w tym rejonie. Wystarczy kawałek odjechać, żeby trafić na „foczą plażę” i móc obserwować niczym nieskrępowane, licznie występujące tam zwierzęta. Ze względu na wieczorową porę i utrudnioną widoczność, zdecydowaliśmy się spędzić noc na parkingu, z wielką nadzieją, że już rano będziemy podziwiać foki w ich naturalnym środowisku. Nie rozczarowaliśmy się. Kilkuminutowy spacer przy brzegu oceanu, drewniana budka, a w niej dwie, pokaźne lornetki pozwoliły nam zaobserwować nieśmiale wynurzające się z wody podobne do psich łebki. Niektóre wylegiwały się na skałach, a inne bawiły w wodzie. Co bardziej ciekawskie foki nic nie robią sobie z obecności człowieka. Powiem nawet więcej, chętnie pozują i pozwalają uwiecznić się na zdjęciach. Warto wspomnieć, że zwierzaki tam występujące należą do gatunku foki pospolitej. W helskim fokarium można poznać urocze, liczące sobie sześć fok stado foki szarej. Foka pospolita jest wyraźnie mniejsza od szarej i w odróżnieniu od niej, ma nozdrza ułożone w kształt litery V.
Lis polarny – inaczej piesak lub piesiec – to mały, niezwykle sprytny drapieżnik, który jest prawdziwym włóczykijem w zwierzęcym świecie. Życie prowadzi dość surowe, podporządkowane pokarmowi, za którym wędruje setki kilometrów (często podążając szlakiem niedźwiedzi polarnych). Nie wzgardzi resztkami pożywienia, ale najchętniej zwędzi jajko z gniazda i czym prędzej ucieknie, szukając odpowiedniego miejsca na zakopanie zapasów po to, żeby… inny lis przyszedł i przywłaszczył znalezisko 😉 Jego umaszczenie zmienia się w zależności od pory roku. W maju zaczyna zrzucać grubsze, białe, zimowe futro, które w lecie przybiera koloru brązowego, czasami niebieskiego. Czasami można spotkać czarne lisy, które takie umaszczenie zachowują przez cały rok. I my takiego gagatka ujrzeliśmy na swojej drodze. Czmychnął przed samochodem na drodze pomiędzy Staður a Borgarnes na tyle wolno, że oczy zdążyły się napatrzeć. Nawet aparat skorzystał z tej okazji i uwiecznił zabawnie podskakującego liska 🙂
Koń islandzki inaczej nazywany kucem, to aktualnie najczystsza rasa wśród koni (przez 800 lat obowiązywał zakaz przywożenia na wyspę koni innych ras). To nieduże, przyjazne rumaki o dość krępej budowie ciała. Liczna populacja występująca na wyspie dostarcza wielu okazji do podziwiania ich uroku. Nie ma możliwości nie spotkać choć raz koni podczas objazdu wyspy. Dla miłośników jazdy konnej istnieje możliwość wypożyczenia konia na przejażdżkę, ale nie jest to tania przyjemność. Za 1,5-2 godzinną przejażdżkę dla początkujących trzeba zapłacić minimum 410 zł! Za możliwość poznania historii islandzkich koni, wzięcie udziału w pięlegnacji i czyszczeniu zwierzęcia oraz zrobienia im zdjęcia trzeba zapłacić 130 zł.
Maskonur zwyczajny (isl. lundi, ang. puffin), to prawdziwy symbol Islandii i jednocześnie świetny obiekt marketingowy. Jego motyw na stałe zapisał się jako typowa pamiątka z wyspy. Niewielki, przeuroczy ptak z charakterystycznym, czerwonym dziobem świetnie radzi sobie zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Maskonury zamieszkują skaliste nabrzeża, gdzie w niedostępnych dla człowieka miejscach zakładają swoje gniazda. My spotkaliśmy je na półwyspie Dyrholaey, niedaleko czarnej plaży Reynisfjara. Niestety, w niektórych restauracjach serwowany jest jako obiad. Nic jednak nie przebije możliwości wykupienia sobie wycieczki na polowanie na te zwierzęta.
Na Islandii jest ponoć 3 razy tyle owiec, co samych Islandczyków. Przejeżdżając przez wyspę, nie sposób ich nie zauważyć – są stałym elementem krajobrazu. Są owce białe, czarne, brązowe, szare czy też w łatki. Lubią czasami wybiec na drogę, żeby chwilę później jednak zawrócić 😉 Baranina zajmuje wyjątkowe miejsce w kuchni islandzkiej. Tradycyjnym daniem jest chociażby barani łeb. W przemyśle włókienniczym natomiast ogromną popularnością cieszą się islandzkie swetry lopapeysa. Jeżeli wolicie nie wydawać kilkuset złotych na sweter, to możecie kupić np. islandzkie skarpetki albo rękawiczki za równowartość około 100 zł. Jest jeszcze tańszy , ale trochę przerażający wariant: skarpetki z królika, który stał się plagą w kraju.
Wycieczka na wieloryby – pytanie czy warto się na taką wycieczkę udać pozostaje otwarte. Stolicą wypraw na wieloryby na Islandii jest Húsavik. Trzy główne firmy na rynku oferują w gruncie rzeczy to samo – z drobnymi różnicami w postaci ceny niższej o 2 euro, czy dostępu do Wi-Fi na pokładzie statku. Jednak żadna firma nie zagwarantuje ujrzenia przepływającego obok łodzi płetwala błękitnego. W przypadku, gdy nie uda się trafić na wieloryby, drugie wypłynięcie jest darmowe. Niestety wystarczy jednak zobaczyć koniuszek ogona walenia, żeby organizatorzy zaliczyli wycieczkę jako udaną… W ten sposób udało nam się spotkać humbaka. Plusem jest szansa na bliższe spotkanie z innymi zwierzakami. Tuż obok naszej łodzi wyskoczyły dwa delfiny z białym grzbietem. Wypłynięcie na lodowaty ocean w deszczową pogodę, pomimo ochronnego kombinezonu może skończyć się zmarznięciem i przemoczeniem butów (tym bardziej jeśli stanęło się w niefortunnym miejscu). Do tego dochodzi pewien szczegół w postaci choroby morskiej. Nawet jeśli myślicie, że to obce Wam zjawisko, to możecie się srogo zdziwić, kiedy wybuja Wami na wszystkie strony świata. Uwaga – z przodu jest najgorzej! Decyzję jednak każdy musi podjąć sam. Wychodzę z założenia, że jeśli macie taką możliwość, to żal z niej nie skorzystać. A nuż będziecie tymi szczęściarzami od wspomnianego wyżej płetwala?
Renifery sprowadzono na Islandię w XVIII wieku. Zadomowiły się na wschodzie kraju i tam można natrafić na ich dzikie stada. Niestety, my (być może ze względu na deszczową aurę) nie zaznaliśmy tej przyjemności. W restauracji hotelu Aldan znajdującym się w Seyðisfjörður zamówić można hamburgera z – jak się pewnie domyślacie – renifera. Za niewielkie danie trzeba zapłacić równowartość lekko ponad 80 zł. Nie skorzystaliśmy z tej możliwości, chociaż w jednym z nas głód mocno protestował. Na całe szczęście portfel go uciszył. Później znalazłam informację o drastycznym kurczeniu się populacji tych zwierząt i jeszcze bardziej ucieszyłam się z podjętej decyzji.
Jeśli macie jakieś pytania, albo chcecie podzielić się swoimi wrażeniami, to piszcie śmiało tutaj lub w wiadomości prywatnej na https://www.facebook.com/globfoterka/
Inne teksty z Islandii:
Gorące źródła na Islandii – Blue Lagoon vs. Mývatn Nature Baths